„Po zakończeniu II wojny światowej w 1945 roku myśl o budowie kościoła we wsi była rzucona przez rodzinę szanowanego rolnika, przedwojennego sołtysa Władysława Dudy (ur.l884r). Rodzina osiadła w Brudzowicach od wielu pokoleń, chyba jako jedyna we wsi zachowała w całości ponad 15 morgowe gospodarstwo otrzymane na drodze uwłaszczenia w roku 1868. Pozostałe gospodarstwa przez całe 100 lat ulegały podziałom wynikającym z dziedziczenia przez kolejno przychodzące pokolenia. Zrządzeniem losu było, że Władysław s. Marcina Dudy ożeniony ze swoja kuzynką Marianną Szydło z Zendka nie miał dzieci. W rodzinnym domu Władysława oprócz jego żony mieszkały niezamężne jego siostry Maria i Waleria a także Franciszka Szydło kuzynka żony gospodarza. Młodszy brat Franciszek w przeszłości żołnierz armii carskiej w I wojnie światowej przeżył krwawą rewolucję bolszewicką w Rosji, w odrodzonej Polsce, ostatecznie wstąpił do zakonu Franciszkańskiego oo. Reformatów.
W domu Władysława zbierali się na pogawędki zaprzyjaźnieni gospodarze, politykowali, czytano prenumerowane gazety i komentowano wiadomości, tu można było posłuchać śpiewu Jana Kiepury i muzyki z płyt odtwarzanych na gramofonie, ale także tu odbywały się zmiany Tajemnic Różańcowych i czytanie na głos „Żywoty Świętych” - Piotra Skargi. Rodzina zasobna, żyła zgodnie i bogobojnie. Spełnienie marzenia Dudów i zbudowanie kościoła na ich polu nie było możliwe, bowiem komunistyczne władze PRL-u nie pozwalały na tworzenie parafii i budownictwo sakralne.
Na przełomie lat 1960/70 doszło w kraju do przesilenia - rządzący Władysław Gomółka I Sekretarz PZPR musiał ustąpić. Rządy obejmował nowy sekretarz Edward Gierek. W sytuacji ogólnego zamieszania stworzyła się możliwość wybudowania cmentarza na działce Dudów. Aby to zrealizować trzeba było wydzielić z gospodarstwa część pod cmentarz. Właścicielem tej działki został Henryk Kocot z żoną Mieczysławą, wydzielono również drugą działkę budowlaną ok. 1000 m. kw., z myślą o wybudowaniu na niej kościoła. Właścicielem tej działki został brat Henryka - Emilian Kocot. Wydzielenie było konieczne bowiem Dudowie w tym czasie byli w podeszłym wieku a właściciel ziemi Władysław schorowany i należało się liczyć, że może zakończyć życie. W ten sposób za zgodą Dudów zabezpieczono się przed dochodzeniem praw spadkowych i całą procedurą sądową tym bardziej, że gospodarstwo było zadłużone. W lutym 1971 r. powstał Komitet Budowy Cmentarza.
Z zachowaniem tajemnicy poczyniono starania w Kurii Biskupiej w Częstochowie o zgodę na erygowania parafii. Nowe władze polityczne nadal odmawiały w kraju budownictwa kościołów, a starających się o to prześladowały i zastraszały różnymi sankcjami.
Pomimo wielu trudności, jakie przeżyli mieszkańcy Brudzowic powstał cmentarz, pochowano pierwszą osobę zmarłą w dniu 7 kwietnia 197l r. Kapliczka na Górce spełniała rolę kościoła, w niej pierwszy proboszcz ks. Roman Bąbski błogosławił pierwszy ślub we wsi dnia 4 września 1971r. W listopadzie 1971r na cmentarzu brudzowickim został pochowany 87-letni ofiarodawca ziemi, godny pamięci pokoleń, śp. WŁADYSŁAW DUDA.
Bolesnym wydarzeniem była przeprowadzona ze strony władz wojewódzkich akcja represyjna wobec mieszkańców, jaka miała miejsce 16 lutego 1972 r. Do wsi przyjechało wówczas 14 wozów milicyjnych, 4 tzw. więźniarki, 2 dźwigi, spychacz, straż pożarna i karetka pogotowia ratunkowego. W trakcie brutalnej walki o cmentarz i budowę nowej świątyni, wobec zgromadzonych, użyto gazu łzawiącego, dokonano rozbiórki baraku przygotowywanego jako pomieszczenie dla kościoła.
Stawiające opór niewiasty przemocą wyciągnięto z baraku i transportem więźniarek wywieziono kilka kilometrów poza miejscowość i wypchnięto z samochodów, by pieszo wracały do swoich domów. Na temat tych wydarzeń, po powiadomieniu przez Kurię Częstochowską, wypowiedział się krytycznie Prymas Tysiąclecia Stefan Wyszyński.
Pozwolenie na budowę po wielu staraniach wieś otrzymała w czerwcu 1976 r.
W ponad 650 letniej historii wsi Brudzowice najważniejszym wydarzeniem jest pozostanie na zawsze powstanie parafii, cmentarza i budowa Kościoła”.
„Świadomość o bezradności Dudów i ich pragnieniu zrealizowania marzeń o budowie kościoła zmuszały tych, którzy byli z nimi zaprzyjaźnieni i związani do ciągłego myślenia i poszukiwania rozwiązania. Niemałą rolę w tym odegrali moi rodzice, a zwłaszcza matka i jej szwagier, wspomniany już poprzednio Władysław Kocot (Fig Mig), sąsiad Dudów.
Nie był znaczenia był fakt, że mój młodszy brat Stanisław był na ostatnim roku seminarium duchownego w Krakowie i wiosną 1970 roku miał otrzymać święcenia kapłańskie. Zimą, na przełomie 1969 i 1970 roku pojawiła się stosunkowo prosta w realizacji myśl wydzielenia z gospodarstwa części ziemi, aby na wypadek śmierci właścicieli móc nią dysponować zgodnie z ich życzeniem. Propozycję przedstawiłem Dudom, którzy ze łzami w oczach ją zaakceptowali. Sprawa miała być i była utrzymana w tajemnicy do czasu załatwienia formalności. Chociaż sam plan był prosty, jego realizacja mogła być i okazała się trudna. Trudności zostały jednak pokonane”.